Maski
O projekcie
Mimo czasu, który minął od powstania, wciąż trudno mówić mi o tych fotografiach. Pewnie powodem tego jest fakt, że fotografowałam bliskie mi osoby. Zawsze będą te fotografie dla mnie wyrazem emocji, które czuję w stosunku do tych osób. Fotografowałam bliskie mi osoby kamerą otworkową, na polaroidzie.
Dlaczego świadomie zrezygnowałam z aparatu? Aparat jest dla mnie środkiem zmechanizowanym, i efektem są obrazy w pewien sposób zmechanizowane. Owszem łatwiej zmierzyć światło i naświetlić. Ale obraz powstanie na płaskim materiale, równo i grzecznie.
Zdecydowanie bardziej odpowiada mi poszukiwanie odpowiedniej przestrzeni w kamerze obscurze, kąta ustawienia tej kamery, oraz natężenia światła. Lubię wyginać materiał i poszukiwać momentu, chwili gdy przestrzeń i światło stworzą idealne połączenie. Dlatego też zmieniłam aparat na kamerę otworkową. Każdej osobie, którą fotografowałam mówiłam, by patrzyła w otworek. By zaglądała do środka pudełka. Jakże przedziwne jest to, że każdy zagląda do środka inaczej, w pewien sposób prywatnie. Pomimo tej samej kamery, podobnego ustawienia, każdy ma swój sposób odkrywania wnętrza kamery. Nie było dużego problemu by zachęcić modeli to tego ciekawskiego zaglądania. Oni naprawdę byli ciekawi, jak to się dzieje, że z tego pudełka powstanie obraz. Trochę wątpili, nie dowierzali, trochę się z tego śmiali. Bawiła ich ta sytuacja, że fotografuje ich małym pudełeczkiem. Fakt powstania tego portretu był dla nich pewną formą magii.
Dlaczego polaroid? Szukałam i próbowałam różnych materiałów. Bardzo chciałam aby były to fotografie kolorowe. Kolorowy papier nie daje odpowiedniej gamy kolorystycznej. Natomiast używając negatywu, zawsze traciłam część fotografii na rzecz zaświetlenia przy wywołaniu.
Drażniło mnie to bardzo, bo było formą kradzieży części mojej fotografii. Nigdy nie wiedziałam, którą część i w jakiej ilości stracę. Polaroid dał mi możliwość wykorzystania całej płaszczyzny (zresztą niemal idealnie pasującej wielkością do mojej kamery). Bez żadnego kadrowania, zamknięty zostaje obraz w białe ramy. No i dał jeszcze jedną cechę bardzo przydatną w mojej pracy – natychmiastowe wywołanie obrazu.
Wszystkie portrety powstawały przy świetle dziennym, przy oknie, w bardzo rozproszonym, miękkim świetle. Fotografowałam późnym popołudniem i to spełniało wszystkie moje wymagania dotyczące światła oraz barw. Kiedy słońce rozpoczynało powoli zachodzić, był to mój moment na rozpoczęcie pracy. Stosowałam tę samą kamerę.
Mogę jeszcze powiedzieć, że w czasie powstawania tych fotografii zmieniało się zupełnie to, co było dla mnie ważne. Na początku działałam intuicyjnie i trochę po omacku i liczył się dla mnie obraz, jaki powstawał. Z czasem, kiedy dochodziłam do kolejnych założeń całej mojej pracy, zmieniał się mój stosunek do niej. Przestały się liczyć pojedyncze, skończone obrazy, a zaczął się liczyć sam proces ich powstania. To zmaganie z materiałem, światłem, przestrzenią i osobą, którą fotografowałam. Czasem dopiero ostatni polaroid z paczki był odpowiednio skończonym obrazem, ale nierzadko żaden nie nadawał się do prezentacji. Ale właśnie to poszukiwanie i ta walka stała się dla mnie celem i sprawiała mi przyjemność.